Rozpacz była, wie pani
dodano | 22.10.2018
dodał(a): melaine koina
Badacz: A jak ten przemysł padał, to co się stało z ludźmi?
GM: No rozpacz była, wie pani. Tyle samobójstw było wtedy, pani nie ma pojęcia. No bo nie było co... Matki dzieci pozabijalły. Te wszystkie tragedie w Łodzi przez to, że nie było pracy. Przemysł padł i nie było pracy. Nie tylko włókienniczy, ale handel i inne. Wszystko to padło i ludzie nie dawali sobie rady, bo nie było zastępczego innego. W końcu z Łodzi najwięcej ludzi wyjechało, potem jak otworzyli granicę. Najwięcej, przecież ile? Całe filmy są o tym, że właśnie z Łodzi. Co silniejsze charaktery, to, wie pani, przetrzymali jakoś albo mieli zapasy i wyjechali, i zarabiali, i jakoś przeżyli. A co słabsi, to niestety albo samobójstwo, albo.... Co niektórzy znaleźli co innego. Na przykład u nas sąsiad, pamiętam, też go zwolnili, zaczął handlować. Handlem się zajął. I to co? Pani sobie wyobrazi. Najpierw na stołeczku papierosami handlował, a potem pomału zarobił. Ale to wszystko się odbija na zdrowiu, bo on już nie żyje niestety. To jest stres straszny stracić pracę. A bardzo dużo ludzi straciło pracę wtedy. Całe chmary ludzi, bo tam pracowały tysiące.
Włókiennictwo to było podstawowe wyżywienie dla Łodzi. A Łódź była prawie milionowym miastem, osiemset tysięcy ludzi, no to prawie milionowym, prawda? Nawet niech by pięćdziesiąt procent pracowało we włókiennictwie, to może pani sobie wyobrazić? Tragedie były. Wcześniej czy później były tragedie. No dużo ludzi łapało się na handel właśnie. Wyjeżdżali do tego pod granicę i kombinowali. Jak kupili jakieś maszyny, szczególnie dziewiarskie, to tam dresy robili czy rajstopy czy coś sami. Znajoma też właśnie chyba ze cztery maszyny dziewiarskie i od tego się zaczęło. Dała sobie radę i powstał piękny duży zakład koło Łodzi w Białej. A też się zaczęło od pojedynczych maszyn. To trzeba było mieć naprawdę silny charakter i wolę i jeszcze być jako takim młodszym, bo tak po pięćdziesiątce to już nie każdy miał siłę do tego, żeby od nowa. A trzeba powiedzieć, że oprócz tego właśnie tych starszych po pięćdziesiątce, co im się nadawali na emeryturę, to wszystkich wypchnęli. Zrobili przepis, że można wcześniej na emeryturę iść i wszystkich dali na emeryturę. Tak skorzystała z tego właśnie moja mama. Nie wiem, czy miała pięćdziesiąt lat i poszła już na emeryturę. To część poszła na emeryturę, a część albo wyjechała, albo, jak nie dali se rady, to po prostu wieszali się, co tylko.
Było wtedy bardzo dużo samobójstw, bardzo. Moja koleżanka też popełniła samobójstwo. Tu pracowała. Weszły te nowe banki i kredyty. Nabrała kredytów i nie mogła dać sobie rady z nimi. Niestety popełniła samobójstwo. No to ja pamiętam, koło trzydziestki miałam. Ona też tak koło trzydziestki. Młoda dziewczyna, prawda?
Badacz: Młoda kobieta.
GM: Miałam dwadzieścia siedem lat, jak przeprowadziłam się na Teofilów. Tu zaczęłam pracować, to tutaj ją poznałam. To tak było. Czterdziestu lat na pewno nie miałam i ona też nie, bo ona była w moim wieku. Teraz to wszystko zostało trochę opanowane, nawet te kredyty, nie wiem, czy pani zauważyła. To już ludzie tak zmądrzeli. Już tak nie biorą. Wiedzą, bo przecież nie ona jedna popełniła samobójstwo przez te kredyty. Chciała coś otworzyć, a to no tak.
Drugi kolega. Też skończył włókiennictwo, ze mną w jednym dziale odbioru jakościowego pracował na Brukowej. I pamiętam, on też wziął z żoną kredyty. On skończył studia włókiennicze i tu hurtownię z butami założył, ale to nie wypaliło. Z tą żoną się rozstał i nie dawał sobie rady i też się powiesił. Taki fajny chłopak. A tutaj zaczynali, to wszystko tak się zapowiadało dobrze, ale banki są bardzo zdradliwe. Zresztą nie on jeden. Nieraz się słyszy, widzi. Są cwaniacy, wie pani. Bo on z drugim kolegą, ten kolega go wykołował. To były wtedy bardzo niebezpieczne czasy, bo tak dużo nowości było. Te banki i ta praca inna, i zamykanie tych zakładów. Taka niepewność, co to będzie.
Ludzie byli niepewni dnia i godziny. No ja zawsze se dawałam radę, gdziekolwiek byłam.
Autor:
Nieznany
Licencja:
Creative Commons