Praca w Lee Wrangler

lata | 1990 dodano | 25.04.2020

zakłady im. duracza , lee wrangler

dodał(a): Profil użytkownika Rafał

Ja w ogóle poszłam do tej firmy na krótko, bo mi się tu wszystko bardzo nie podobało. To był, tak się mówi potocznie, taki kołchoz, to było przerażające. Pracowałam w dziale wykończenia, tak zwany finiszing, kiedyś nawet nie umiałam podać, co robię w tym dziale. Po prostu mówiłam, że finiszing, bo tam było wszystko: pomiary, pakowanie, przeglądanie i obcinanie nitek. Wszystko to, co dział wykończeniowy. Ale każdy mógł robić to samo, audytorem można było być, wszystko można było. Ale jak wyszłam na produkcję, to było to przerażające. Był huk, ciemno, czarna plama, bo spodnie zanim będą niebieskie są czarne, sztywne, surowe, ciężkie i wiadomo maszyny też są do takich spodni przystosowane. Jak się patrzyło, to tak jakby maszyna była sprzężona z człowiekiem, to były i ruchy takie mechaniczne i maszyny i człowieka i szybko, bo akord. Dobre były zarobki, jeśli ktoś miał siłę. Młodzi ludzie – można było zarobić, ale to była praca, która wydawało się, że nie jest dla kobiet, bo głównie też kobiety, mężczyźni też owszem. Mężczyźni wycierali spodnie, żeby farbowane były, żeby chlorowane były. Jak kiedyś nawet prasowałam takie nogawki, bo się odpruwało szew na dole i trzeba było je rozprasować taką maszyną na parę i one były chlorowane te spodnie, żeby nabrały tego koloru niebieskiego, więc zatracało się linie papilarne, no bo przecież to niszczy ten chlor. Czy nawet czarne ręce po tej farbie, także praca była ciężka.

B: Ale to się robiło w rękawiczkach?

JK: Nie, niczego się nie robiło w rękawiczkach. Jedynie jak mężczyźni wycierali spodnie, bo nakładane były na takie formy i żeby była możliwość wycierania, to mieli maski, ale czy rękawiczki, nie powiedziałabym, że mieli. I prasowane były, też nakładane na takie formy i puszczona para, gorąca para i w oparach tego chloru, właśnie mówię, nie wiem co było gorsze, czy te czasy, czy to. I w tych oparach tego chloru i w ogóle tej pary, trzydzieści stopni na dworze i ta para gorąca, bo one były wtedy naciągane, formowane były, żeby to wyglądało. A my też, tak jak ja pracowałam, stałyśmy i mierzyłyśmy te spodnie, czy dobre są wymiary, wszystko trzeba było skrupulatnie wpisywać później w takie rubryczki czy się mieści w normie. Na szczęście nie było akordu, ale trzeba było zrobić, bo to od kilku osób brało się pomiary. Audyt tak zwany.

Autor: Joanna Kocemba
Licencja: Creative Commons

zgłoś naruszenie zasad

komentarze
w pobliżu
Szukaj
zobacz również

A żeby mieć więcej to trzeba dużo pracować, a żeby dużo pracować to trzeba, to trzeba pracować, to trzeba stać i pracować. Ja tego doświadczyłam, że chciałam po prostu czy pożartować, czy coś powiedzi...

więcej

Pracowałam tam dziesięć lat, ale spotykam czasami ludzi, tylko nie ma już tego, co było. Jak się nawet pyta: a co tam u tej? A dziecko ma, czy no nie wiem, gdzieś tam, pracuje, i koniec. Że ktoś tam s...

więcej

Jak się wchodziło do zakładu było ładnie, było czyściutko, długi korytarz i jeden właśnie dział finiszingu i ten dział produkcji. Ten dział finiszingu, też oczywiście mówię, że było czysto, bo tak mus...

więcej
Logo portalu Miastograf

Logo Stowarzyszenia Topografie Logo Muzeum Miasta Łodzi Logo Narodowego Instytutu Dziedzictwa Logo Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego Logo Łódź Kreuje

Dofinansowano w ramach programu Narodowego Instytutu Dziedzictwa – Wspólnie dla dziedzictwa