Dlaczego przemysł włókienniczy upadł w Łodzi

dodano | 31.10.2018

biurokracja , procedury , upadek przemysłu włókienniczego , utrudnienia

dodał(a): Profil użytkownika melaine koina

W Unionteksie było w ten sposób... To wiąże się z tym, dlaczego przemysł włókienniczy upadł w Łodzi. Te dwa ogniwa, czyli Instytut Włókiennictwa i zakłady przemysłowe żyły jakby obok siebie. Oni mieli swoje maszyny, oni mieli swoją produkcje, my mieliśmy swoje bardzo dokładne urządzenia. My robiliśmy to w sposób bardzo dokładny i tak, jak pani mówię, u nas było wszystko elegancko, cacy. Natomiast tam zamontowaliśmy ten wałek, przez który szło wszystko, szła produkcja normalnie, tylko tam się doczepili po prostu. A efektem tego wszystkiego było po prostu, że oszczędności, jakie wtedy na tym były... Jak by to pani najprościej powiedzieć? Że tą tradycyjną metodą ta tkanina osiada. Nawilżenie tej tkaniny tą tradycyjną metodą sięgało w granicach siedemdziesięciu, osiemdziesięciu procent. W związku z tym potrzebny był dłuższy czas i dłuższa droga, żeby ona wchodziła do suszarki, żeby się wysuszyła. Musiało to iść wolniej, dłużej, natomiast ślizgając się po tym wałku, ona też się napawała, ale to już wtedy stopień nawilżenia tej tkaniny był gdzieś około trzydziestu procent. W związku z tym można było ją puścić błyskawicznie. Ona szybciej schła, szybciej dochodziła. Tylko tam stwierdzili, że po prostu w jakichś miejscach niedokładnie sie nawilża. Ale to była kwestia do dopracowania. To było mierzone za pomocą takich specjalnych czujników. Maszyna pokazywała stopień natężenia, że to tam się wszystko ładnie ułożyło. To tam jakieś lasery były, jakieś izotopy, jakieś takie różne cuda tam były. Za pomocą tej maszyny było pokazywane, ile co się naniosło. Wszystko dokładnie było bardzo pięknie widziane.

A poza tym my robiliśmy to w sposób bardzo dokładny. Powiedziałbym nawet - perfekcyjny. Mieliśmy swoją maszynę, gdzie dokładnie ustawiliśmy czas, temperaturę, to wszystko. Natomiast miałem taką sytuację w zakładach Geyera (tutaj naprzeciwko Białej Fabryki. Już tej fabryki z resztą nie ma), gdzie na przykład jakiś proces technologiczny wymyśliliśmy, że bardzo dobre i trzymaliśmy się tych warunków. I teraz: idąc do zakładu pracy, my nie byliśmy w stanie tych warunków zachować. Z tego na przykład powodu, że sama cała taka maszyna suszarnicza składała się na przykład z siedmiu, ośmiu przedziałów. A w samym środku tej maszyny, na jednym z tych przedziałów, w drzwiach tego wszystkiego, bo to się otwierało, była dziura wielkości tego lustra. W związku z tym to, co wymyśliliśmy u siebie, nie dawało rady, bo tam po prostu to nie sprawdzało się ze względu na to, że dziura jest w drzwiach i koniec. Po prostu tych wszystkich efektów, które my uzyskiwaliśmy u siebie, nie dało się uzyskać tam.

Poza tym, co jeszcze wydaje się bardzo istotne, może to za bardzo wejdę na politykę... Cały system produkcji w tych zakładach włókienniczych był nastawiony na eksport do Związku Radzieckiego. Taka była prawda. I była to gospodarka planowa, w związku z tym każdy zakład produkcyjny został zobowiazany do tego, że w okreśłonym czasie musiał określony plan wykonać. Natomiast jeśli my przychodziliśmy ze swoimi wynlalazkami, im w jakiś sposób ten program zakłócaliśmy. Oni nie mogli tego wszystkiego zrobić, czyli byliśmy troszeczkę traktowani jako tacy intruzi. Że po prostu przeszkadzaliśmy im w pracy Oni mieli swoje plany, no to trudno, no trzeba było też ich zrozumieć. Ale w związku z tym nie było jakiejś specjalnej ochoty, żeby coś nowego zrobić w tych wielkich zakładach produkcyjnych ze względu na to, że to wszystko było już uzależnione od planów. I jeśli taki instytut przychodził, to zawracał głowę. Planu nie wykonali, nie było premii i nie było eksportu do Związku Radzieckiego

Takim skrajnym przypadkiem było to, w jaki sposób były uzależnione zakłady pracy od tego eksportu na teren wschodni. Dowiedzieliśmy się na przykład, jak jeździliśmy do Łomży, tam do tych zakładów Narew, że przyjeżdżały delegacje przemysłu radzieckiego (radzieckie, bo jeszcze Związek Radziecki był wtedy) i na przykład, co co ciekawe, każda tkanina, każdy rodzaj tkaniny miał jakąś swoją nazwę. Czy to się nazywało Rodeo, czy się nazywało Morfeo, czy nazywało sie Julia, czy jakieś inne. Natomiast jak przyjeżdżali Rosjanie do tego zakładu, wiedzieli że ta partia, ta produkcja będzie szła do nich. W związku z tym narzucali nawet imię dla tej tkaniny, że ona się musi nazywać Iwan. I robili Iwana, bo sobie Rosjanie tak życzyli. Do tego stopnia.

Były zakłady pracy, które nas z wynalazkami praktycznie w ogóle nie wpuszczały. To były właśnie zakłady Polteks. Tam było po prostu strach wejść w ogóle na teren zakładu. Tam zawsze stali strażnicy z karabinami, w zwiazku z tym nieprzyjemnie się tam w ogóle nawet wchodziło. A żeby tam cokolwiek zrobić jakieś doświadczenie czy coś takiego, to w ogóle nie. Bo ten zakład był dla nas po prostu zamknięty. My robiliśmy w Unionteksie, w takich zakładach, co się wtedy nazywała ulica PKWN. Robiliśmy tu w Eskimo, do Gorzowa, do Łomży. I jeździłem do Prudnika, pod Opole i jeździło się do Krosna. Jakoś tak to było. Natomiast tutaj do zakładu nas  praktycznie w ogóle nie wpuszczali. Jeśli chcieliśmy coś w tym zakładzie zrobić, to nie było to po prostu możliwe.

Jaka była struktura tego całego przemysłu włókienniczego. My byliśmy jako Instytut Włókiennictwa osobną jednostką. Ośrodek to jednostka naukowo-badawcza. Mieliśmy swoją ustawę. Działaliśmy w oparciu o ustawę o jednostkach naukowa-badawczych, natomiast tamten przemysł, żeby cokolwiek u nich zrobić, to trzeba było nie to, że sobie tam wejść i poprosić, rozmawiać z dyrektorem czy z jakimś kierownikiem drukarni czy czegoś takiego, że coś chcesz zrobić. Każda czynność, którą można było zrobić w tym zakładzie, czyli na przykład chcieliśmy dogrzać tkaninę wielkości tego stołu, ugrzać ją w temperaturze stu, dwustu stopni, ale w warunkach produkcyjnych. I musieliśmy ją, jak szła przez maszynę, w tych wałach produkcyjnych przyczepić szpilką czy czymś do tego, żeby zobaczyć, jak ona działa. Było jeszcze coś takiego jak Zjednoczenie Przemysłu Bawełnianego. Ono się mieściło w gmachu telewizji na rogu Narutowicza i Sienkiewicza. To była taka jednostka, która jakby nadzorowała produkcję we wszystkich zakładach przemysłu bawełnianego. To było zjednoczenie bawełniane, wełniane, jedwabicze oraz odzieżowe. I dziewiarskie też było. I każdą  taką czynność, którą można lub trzeba było zrobić w takim zakładzie pracy, nie można było wejść normalnie i sobie to wszystko zrobić. Tylko trzeba było iść, złożyć pismo w zjednoczeniu, oni dopiero odpowiadali, powiadamiali zakład produkcyjny, tę fabrykę, że mamy zgodę. Jak mamy zgodę, to można było z tą zgodą dopiero iść do dyrektora tego zakładu pracy - do Uniontexu czy innego. Potem ten dyrektor dawał zgodę i dopiero wtedy można było na określony dzień umówić się na przykład już na produkcji, żeby po prostu można było to zrobić. Także to było bardzo utrudnione. Tak że ja uważam, że po prostu te wszystkie obostrzenia związane z tamtym systemem wpłynęły też na to, że nasz przemysł włókienniczy się mało rozwijał.

Autor: Nieznany
Licencja: Creative Commons

zgłoś naruszenie zasad

komentarze
Szukaj
zobacz również

A z resztą innej pracy nie było. Innej pracy nie było, tylko, wie pani, były po prostu fabryki. No to, wie pani, ja akurat trafiłam tam, a tak były przecież fabryki w tym, na Ogrodowej, ten,...

więcej

Tylko każdy mówił, że po prostu, szkoda, wie pani, tych zakładów. Tyle lat przecież to słynęły te fabryki Scheiblera, to wszystko tak, tyle lat były przecież, od dawien dawna. I to zostało zniszc...

więcej

Natomiast, jak patrzę na to wszystko tak z boku, na to całe włókiennictwo nasze, to ono położyło nie tylko włókiennictwo w tym mieście. Jak ono zaczęło zanikać, przestał być potrzebny transport. Przec...

więcej
Logo portalu Miastograf

Logo Stowarzyszenia Topografie Logo Muzeum Miasta Łodzi Logo Narodowego Instytutu Dziedzictwa Logo Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego Logo Łódź Kreuje

Dofinansowano w ramach programu Narodowego Instytutu Dziedzictwa – Wspólnie dla dziedzictwa